Przyznam, że jako Wizjoner w stylu myślenia oraz Entuzjastka w stylu działania moją super mocą jest spontaniczne wymyślanie alternatywnych rozwiązań oraz improwizowanie, a do nowych działań podchodzę z energią i optymizmem.
I lubię to w sobie. Jednocześnie mam świadomość, że obracanie się w racjonalnym świecie jest dla mnie ciekawym wyzwaniem, bo nie mam tego w ustawieniach fabrycznych. To znaczy, że patrzę na problem globalnie, co pomaga złapać perspektywę, ale też potrafię przeoczyć szczegóły, gdy działam na autopilocie.
Chcąc złapać sedno sprawy wspieram się różnymi technikami.
Dlatego tak bardzo fascynują mnie procesy ułatwiające złapania ostrości obrazu, takie, które pomagają uchwycić sedno sprawy, a jednocześnie pozwalają uruchomić kreatywne zwoje myślowe. Mówię tu o facylitacji. Kiedy pierwszy raz usłyszałam to słowo, miałam ogromny znak zapytania. „A cóż to takiego?” myślałam. Otóż facylitacja to pewien sposób pracy z grupą, którego celem jest wykreowanie rozwiązań. To tak na szybko.
W zeszłym roku ukończyłam Szkołę Facylitacji Wszechnicy UJ i byłam oszołomiona tym, jak można poprowadzić proces, by w ciągu zaledwie kilku godzin wygenerować fantastyczne rezultaty prowadzące do rozwiązania wszechstronnych problemów. Od ustalenia misji firmy, po znalezienie nowych pomysłów na jej rozwój.
I jedno jest pewne.
Bez porządnego nazwania W CZYM JEST PROBLEM, nie ruszymy z miejsca. Poprzednio pisałam o tym jak rozgrzać mózg do kreatywnego myślenia oraz jakich warunków potrzebujemy, by się to odpaliło.
Dziś czas na kreatywne rozwiązania. I właśnie od zdefiniowania problemu należy zacząć. Jeśli chcesz poprowadzić zespół do wspólnej pracy, koniecznym jest …
… zrozumienie celu.
Jak to wygląda? Najpierw mówimy o kontekście problemu, zbieramy znane fakty i upewniamy się, że wszyscy mają ten sam zestaw danych wyjściowych.
Potem czas na sprawdzenie, czy problem jest tak zdefiniowany, że wszyscy rozumiemy go tak samo.
Czasem trzeba ugryźć problem.
Do tego potrzeba nam nierzadko kilku zabiegów, by go przeformułować. Bo jeśli zadamy sobie pytanie „Jak podnieść efektywność procesu?” to nie wiadomo, o co dokładnie chodzi. Co to znaczy „podnieść”, czym jest „efektywność”, no i o jaki dokładnie „proces” chodzi?
Wydaje się oczywiste, ale bądźmy szczerzy – bardzo często przeskakujemy do generowania pomysłów, bez zrozumienia problemu. Tak działają na nas pułapki myślenia, założenia i to, że każdy z nas ma własną perspektywę. Więc jeśli chcesz lepiej zrozumieć problem, „zakochaj się w nim”. Pobądź z nim chwilę, poznaj go lepiej, poczuj jego głębię 😉
Burza pytań w służbie rozumienia.
Jedną z technik jest burza pytań, czyli zadawanie wielu pytań do problemu. Każdy z członków zespołu zadaje pytania w formie burzy mózgów – koniecznie trzeba to spisywać na bieżąco, bez oceniania. Na przykład: „Kto zna proces?”, „Kiedy efektywność ma znaczenie?”, „Skąd wiemy, że jest efektywnie?”
Pytania mogą być również nieoczywiste, oderwane od rzeczywistości. W tej fazie kreowania, to całkiem normalne, a nawet pożądane. Nigdy nie wiadomo bowiem, do czego nas to doprowadzi. A o to chodzi w poszukiwaniu rozwiązań.
To może być na przykład: „Gdyby efektywność mogła mówić, to co by nam powiedziała?”, „Ile waży efektywność?”, „Jakiego koloru jest proces?”
Dzięki temu powstanie lista pytań, które pogłębiają zrozumienie, ale również rozgrzeją nas do kreatywnego myślenia. Później można poddać pytania racjonalnej ocenie i wybrać to, które najlepiej oddaje problem. Gdy mamy zgodę, co do nowej definicji problemu, można śmiało przejść do sesji generowania rozwiązań, np. metodą burzy mózgów. Na koniec wybiera się te rozwiązania, które są najlepsze do wdrożenia.
Kiedy warto?
To, co warto wiedzieć, to to, że takie sesje mają sens, gdy cel jest ważny dla wszystkich zainteresowanych, a jego rozwiązanie nie jest znane. To znaczy, że jeśli np. prezes wskazał już rozwiązanie, to prowadzenie zespołu, by wymyślił to samo, bo po cichu chcemy sprawić, by ludzie poczuli, że to ich pomysł, no to takie działanie jest szkodliwe. Nie polecam.
Inspiracja, która zaraża.
Prawdziwy proces generowania wspólnych rozwiązań jest oparty na zaufaniu, że każdy z obecnych może wnieść coś ciekawego, świeżego, czy nieznanego innym osobom. I to co nieodmiennie mnie zadziwia, to fakt, jak jedna myśl może pobudzić inną. Jak jedna osoba może zainspirować inną, zaledwie jednym słowem. Jeśli chcesz coś takiego zrobić w zespole, to wiadomo, polecam się i zapraszam do kontaktu. 😊
„Facylitacja to partycypacja”. Takie hasło wymyśliliśmy rok temu podczas zajęć. Słowa, które łamią język, ale oddają w punkt, o co chodzi w facylitacji – razem można osiągnąć więcej.
Jeśli lubisz tematykę związaną z zarządzaniem zespołem, współpracy z innymi, asertywności, motywacji czy komunikacja, to wskakuj na mój newsletter!
Bądźmy dla siebie łagodni,
Marta