Gdy 2 lata temu zdecydowałam się odejść z firmy, którą kochałam nad życie, wielu moich znajomych mówiło mi „Marta, to szaleństwo, przecież nie masz oszczędności (bo nie miałam, taki mój urok). Poczekaj, pomyśl, zaplanuj. Z czego będziesz kredyt płacić???”
Chryste, no mieli rację.
No bo, pasją kredytu nie spłacisz.
Ktoś mi powiedział „Z czego nakarmisz kota?” No i w znowu w punkt. Xawcio żryć musi.
Więc poczekałam. Biłam się z myślami. W ciągu jednego dnia miałam z 50 razy huśtawkę. Odchodzę. Zostaję. Odchodzę. Zostaję. Odchodzę. Zostaję. Odchodzę. Zostaję. Dobra, kumasz, co nie?
I tak codziennie przez kilka tygodni. Oszaleć można. Chyba nawet oszalałam.
Aż któregoś dnia olśniło mnie.
POTRZEBOWAŁAM ZMIANY. PRONTO!
Jeśli chciałam być wierna sobie, to musiałam odejść.
Wróciłam do domu, popatrzyłam na Xawcia i powiedziałam. „Kit z tym, będziemy się odchudzać.”
Tak było, true story. No, może nie powiedziałam „kit z tym”, jakby powiedziałam coś innego 😉
Po prostu musiałam odejść. Coś zmienić.
Najgorsze to było odejść od ludzi. Jak ja ich uwielbiam! Nie ma słów, by opisać jak żołądek ściskał mi się na myśl, że nie będę ich widzieć codziennie. Że pogubię te bliskość. Że już nigdy nic nie będzie takie samo.
Na moje szczęście nadal utrzymujemy kontakt, spotykamy się prywatnie i robimy razem akcje charytatywne i mam takie przekonanie, że już zawsze tak będzie. Ludzie z Santander Leasing są absolutnie wyjątkowi (za moich czasów to był BZWBK Leasing). To może zabrzmi jak banał, ale mam to w nosie. Oni są super! To nie jest korporacja z dowcipów – że korpo srorpo. Tam jest serce. Ludzie robią różnicę. Oni robią różnicę.
Więc czuj mój ból.
Jednak serce chce, co serce chce. Musiałam odejść.
I potem pojawiło się pytanie, no dobra, czyli co teraz?
Okazało się, że moja potrzeba niezależności w nosie miała kredyty. Ja powtarzałam „hej, ale pasją kredytu nie spłacisz przecież”, a ona na to „spoko, jakoś to będzie”.
Well…
No i miała rację. Odezwali się do mnie ludzie z przeszłości (karma wraca) i pomogli. Zlecili szkolenia. I tak poszło. Zaczęłam szkolić, bo to kocham i to znam. To umiem. I wciąż uczę się nowych rzeczy. Na przykład dziś zaczynam nowe szkolenie dla siebie – moje treningi indywidualne będą na jeszcze wyższym poziomie, ale o tym później. No i robię szkołę facylitacji. Jejku! Jak to się mega potoczyło!
Oddycham pełną piersią. Stres jest, żeby nie było. Spoko. Bycie freelancerem to nowa jakość życia i nie ma bata – swoje trzeba odcierpieć.
ALE!
Jak wiesz dlaczego, to w sumie jest pikuś.
Opowiadam Ci o tym, by pokazać, że podążanie za sobą boli, ale jest warte swojej ceny. Nie namawiam Cię do zrobienia dokładnie tego samego, bo to było szaleństwo!
Wybrałam tę historię, bo jest moja i pokazuje to, co chcę Ci przekazać.
Bądź sobą dla siebie.
Uświadom sobie siebie.
Ogarnij, że życie jest tylko jedne i Ty decydujesz, jak reagujesz.
Ty i tylko Ty.
Stereotypy „nie wypada”, „nie wolno”, „nie powinno się” niech stukną się w czoło, a Ty zadbaj, by poszły sobie precz.
Jeśli czujesz, że coś dziś jest NIE OK w Twoim życiu, to wiedz, że to sygnał. Przyjrzyj się temu. Zdecyduj, co zrobić. Mimo strachu. Weź przejmij kontrolę nad swoim życiem.
Ono jest kontrolowane i tak. Pytanie przez kogo?
Mam nadzieję, że przez Ciebie. Jeśli nie, to zależy mi, żeby trafiło do Ciebie moje przesłanie. Nie jesteś sam/sama. Wielu z nas przez to przechodzi.
Koniecznie chcę, by to trafiło do Twoje serducha i głowy: Ty masz prawo do siebie.
Na swoich warunkach. Tak długo jak świadomie kogoś nie krzywdzisz – możesz być kim chcesz i walczyć o zmianę. A zmiana ta zaczyna się w Twojej głowie.
Bądźmy dla siebie łagodni,
Marta