Wiesz, ja kiedyś nienawidziłam moich porażek. Jak mi się nie udawało, gdy zaczynałam coś robić po raz pierwszy, to natychmiast uznawałam, że to nie dla mnie. Czaisz? Robiłam coś pierwszy raz i oczekiwałam, że zrobię to dobrze. Ba! Oczekiwałam, że będę wymiatać…
Nie lubiłam porażek, bo uznawałam je za takie echo wszechświata:
NIE UDAŁO CI SIĘ!!!
JESTEŚ DO NICZEGO!!!
Z CZYM DO LUDZI, KOBITO!!!
Więc unikałam ich. A kiedy najlepiej unika się porażek?
Gdy nie robisz nowych rzeczy! Genialne, prawda? Brawo ja🤦♀️
———
Kilka lat później mam zupełnie inaczej, ale wiem, ile czasu mi to zajęło, aby poluzować szelki i dać sobie zgodę na popełnianie błędów.
Widzę też, że rzadko mówi się o tym, co nie wychodzi idealnie. Porażki były i są jeszcze nadal tematem tabu. Są wstydliwe, bo obnażają naszą ludzką naturę i wskazują, powiedzmy sobie szczerze, że się NIE UDAŁO!!!
Boimy się oceny innych ludzi, którzy w naszych oczach kombinują i czekają, aż nam nie wyjdzie, aby się z nas pośmiać. Tymczasem…
Ci ONI mają swoje życie, swoje problemy i swoje porażki, a także prawdopodobnie takie same obawy, jak my. Tylko że ONI się boją, że to MY ich wyśmiejemy. Zabawne, prawda?
Moim marzeniem jest, abyśmy mówili otwarcie o tym, czego się boimy lub czego nie potrafimy i po prostu strategicznie ustalali co robić, aby to zmieniać.
I DZIAŁALI, POMIMO STRACHU.
To jest jedna z tych najprostszych i najtrudniejszych rzeczy, jaką można sobie zrobić. Działać, pomimo strachu. Podejmować decyzje, nie wiedząc, co będzie. Trzymać podniesioną głowę wysoko, gdy tak naprawdę ciężar niewiadomej przyszłości przygniata do ziemi.
Albo można pozostać w wygodnym i znanym miejscu. To jest zupełnie ok. Nie daj sobie wmówić, że masz działać, bo trzeba działać. NIE NIE NIE! Ten post nie jest o tym. Działanie nie jest jedynym prawidłowym rozwiązaniem. O nie! No bo co to znaczy: „prawidłowe rozwiązanie”… 😊
Ale jeśli masz marzenie i go nie realizujesz, bo się boisz porażki, to może ten post pomoże Ci popracować nad malutkim pierwszym krokiem. A czasami tym malutkim pierwszym krokiem jest powiedzenie sobie uczciwie: Nie umiem, dlatego się boję. I mam prawo nie umieć, do jasnej ciasnej, przecież nigdy wcześniej tego nie robiłam/nie robiłem.
I wiesz, co możesz jeszcze zrobić?
PRZEJMIJ KONTROLĘ NAD PORAŻKĄ!
Zaplanuj ją. Świadomie potraktuj ją jako coś oczywistego w procesie nauki. Może nawet popełnij kilka błędów tytułem testowania nowych rozwiązań? Spodziewaj się jej, jak gościa, którego zapraszasz na obiad, a on przychodzi z podarunkami. Jakimi, pytasz? Wiedzą i doświadczeniem. To przecież wiemy, że z porażek można się nauczyć. Tylko trzeba dać sobie szansę.
I właśnie jak ją sobie zaplanujesz, to gdy przyjdzie, chętniej zabierzesz ją na warsztat i sprawdzisz: Co się stało? Dlaczego się stało? Jak to zmienić? Czego to uczy na przyszłość? W czym pomaga?
I jak za dotknięciem magicznej różdżki taka porażka przestaje być ciemną chmurą, której obawiasz się, bo nie masz parasolki, a właśnie pędzisz na ważne spotkanie i nie chcesz wyglądać jak zmokła kura.
PORAŻKA JEST WTEDY NA TWOICH USŁUGACH, jakkolwiek to dziwnie brzmi.
To samo jest z każdą umiejętnością, np. w szefowaniu. Serio nikt nie urodził się z wypasionymi metodami delegowania, udzielania informacji zwrotnej czy asertywnej komunikacji. NIKT. A z jakiegoś powodu niechętnie dajemy przyzwolenie na te szokujące słowa: „NIE WIEM, DOPIERO SIĘ UCZĘ.”🤷♀️
Zatem może dajmy sobie prawo, czas i przestrzeń do zdobywania doświadczenia?
Z uporem maniaka, będę powtarzać, że zarządzanie ludźmi to umiejętność i tego można się nauczyć.
Każdy ma swoje wątpliwości, obawy, wtopy.
KAŻDY.
Im częściej będziemy o tym rozmawiać, tym częściej możemy wzajemnie sobie pomagać, może nawet inspirować się do nowych rozwiązań, a brzemię porażki ulegnie zmniejszeniu, bo będzie normalnym elementem nauki.
Co Ty na to?
Napisz w komentarzu, uwielbiam z Tobą konwersować 😊