Wyobraź sobie zespół piłkarski, który ma docelowo brać udział w topowych rozgrywkach. Jesteś trenerem. Patrzysz na swoich ludzi. Ten biegnie, ten stoi, ten zawiązuje buty. Jeszcze nie zaczynacie treningu. Jest luz.
Rozglądasz się i liczysz wzrokiem ile jest osób. Rozpoczynasz rozgrzewkę. Biegną. Mierzysz czas.
Patrzysz w kalendarz. Za tydzień ważny mecz. Taki, że wiesz… nie ma to tamto. Zresztą, każdy mecz to nie ma to tamto.
Twoi ludzie to Twój skarb. Wiesz, że są najważniejsi. Bez nich nie ma meczu. Bez nich nie ma wyniku. Bez nich nie ma Ciebie.
Masz świadomość jak są kluczowi, wiesz też, że konkurencja nie śpi, a trener z przeciwnej drużyny też jest nie w kij dmuchał.
Za chwilę ma się zacząć trening właściwy. Jasnym dla Ciebie jest, że bez treningów, feedbacków i poprawek cudów nie będzie. Po prostu. Oni muszą trenować. Pokora i powtórka. Oto przepis na sukces.
A Ty chcesz tego doglądać, by mieć pewność, że będą przygotowani na mecz. Ty jesteś za to odpowiedzialny. Bo jesteś trenerem.
I nagle dzwoni telefon. Okazuje się, że to nic ważnego, ale pilne.
Co zrobisz?
1. Dla Ciebie trening jest najważniejszy i poszukasz innego sposobu rozwiązania sprawy, czy
2. Odwracasz się od swoich ludzi, zostawiasz ich samych sobie, a odchodząc mówisz: AHOOJ, JAKOŚ TO BĘDZIE….
Jak jest?
Dlaczego o tym?
Przyglądam się codzienności jaka nas otacza i sprawy pilne tak często mieszają nam w głowach, że porzucamy dla nich sprawy ważne.
I robi się paradoks. Ważne mecze grają fajni, ale nieprzygotowani ludzie.
Dość często szefowie nie uczą swoich ludzi umiejętności niezbędnych do wykonywania zawodu, nie mają dla nich czasu, niektórzy nie chcą nawet go szukać, bo… nie rozumieją swojej roli.
Że już nie wspomnę o szefach, którzy nie tylko wychodzą na przerwę podczas treningu, oni wręcz olewają całe mecze.
Eh, kiedyś znałam człowieka, który nie kojarzył wszystkich w swoim zespole. To trochę jak trener, który patrzy na graczy i myśli, „a kto to tu tak biega”? 😉
I jeszcze są szefowie, którzy dają się nabrać, że skoro jest wynik, to nie ma sensu tracić czas na kolejne treningi. Po co marnować czas na przygotowania?
To tak jakby, trener zwycięskiej drużyny, powiedział: „Panowie, wygraliśmy, teraz laba.”
Kiedy tak się sprawę postawi, to brzmi jak niezła pobudka, prawda?
Ostatnio naszła mnie taka metafora, postanowiłam ją wrzucić, bo może przyda się komuś do podjęcia decyzji: pilne czy ważne.
Każdy z nas przez to przechodzi, a kto choć raz nie odszedł z „ahooj” na ustach, niech pierwszy rzuci kamieniem (na murawę 😉), co nie?
Bądźmy dla siebie łagodni,
Marta