Pamiętam, jak na studiach kisiłam w sobie pewien problem, nie pamiętam jaki, ale coś co uznawałam wtedy za ogromnie warte wstydu. OGROMNIE. Miałam ledwo 20 lat i wtedy czułam się nieswojo z moim dylematem. Bo był dorosły. Nie, że taki nastolatkowy. W końcu byłam już na studiach 😉 I nie wiedziałam, co z tym zrobić. Dotykał obaw, wątpliwości, rozterek…
Pokazanie tych uczuć było dla mnie żenadą. Obnażeniem się. Absolutnie nie chciałam, aby ktoś wiedział. Bo ktoś się dowie, że sobie nie radzę. Sama ze sobą. Ze swoimi emocjami. To przecież wstyd właśnie…
I któregoś dnia (tak naprawdę, nie wiem czy to pamiętam, czy tylko tak kojarzę) jechałam samochodem z moją przyjaciółką. To było w okolicy IKEA (Poznaniacy znają okolicę) i wtedy postanowiłam wyjawić swój sekret.
Może dziś to banał, ale wtedy to był mój Mount Everest. Nie zwierzałam się z takich MOICH „przeżywajek”.
Negocjowałam sama ze sobą, czy to zrobić, ale w końcu wydusiłam z siebie, co mnie trapiło. Poważnie, nie pamiętam co to było, ale pamiętam to uczucie. To było 20 lat temu (o zgrozo!), a ja pamiętam to uczucie.
Wszechogarniający wstyd. WYDAŁO SIĘ.
SAMA WYDAŁAM SIEBIE!!!
Odsłoniłam się totalnie. Czekałam na jakąkolwiek reakcję. I to trwało milion lat…. Nie, no żartuję, może 2 sekundy. No dobra, 5.
Moja przyjaciółka, choć nie wiedziała o tym, miała wówczas całe moje jestestwo w swoich rękach. Bo jej to oddałam. Mogła mnie zniszczyć, wyśmiewając się ze mnie. Bagatelizując. Zmieniając temat na ciekawszy.
Ale ona zrobiła coś zupełnie innego.
Westchnęła. I powiedziała:
MAM DOKŁADNIE TO SAMO.
„Mam dokładnie to samo” – dźwięczy mi dziś w uszach…
Co za ulga! Pamiętam takie BUUUUUM – to kamień z serca mi spadł z tępym echem.
I potem rozmawiałyśmy i dzieliłyśmy się najskrytszymi tajemnicami. I może to właśnie wtedy stałyśmy się sobie takie bliskie? Nie wiem.
Ale wiem, że wtedy poznałam prawdziwy smak zwierzania się sobie. Nieoceniony.
Ta ulga, to poczucie, że ktoś ma to samo, że nie jestem sama.
I brak oceny.
…
Kiedyś o tym już pisałam, i tak, odniosę się do badań Brené Brown. Ona zbadała, że:
WSTYD WYRASTA W TAJEMNICY, W CISZY, PRZY AKOMPANIAMENCIE OCENIANIA.
I jest wiele rzeczy, których się wstydzimy – i żeby było jasne, badania Brené dowodzą, że o ile nie jesteś psychopatę/socjopatą, to każdy z nas odczuwa przynajmniej odrobinę wstydu.
I choć kobiety i mężczyźni odczuwają fizycznie wstyd tak samo – to on ma płeć. U kobiet, to jest nigdy dość… nigdy dość doskonała, nigdy dość ładna, nigdy dość szczupła, nigdy dość mądra, nigdy dość zaradna, nigdy dość zorganizowana …
A u mężczyzn – wstyd to okazanie słabości…
Powtarzamy sobie: „musisz to zrobić, bo co inni powiedzą”, albo „nie okazuj słabości, bo ktoś Cię oceni”.
Jak pisałam w poniedziałek, brak słów jest częstym powodem naszego milczenia, ale brak przestrzeni również. Również ten wyimaginowany. Boimy się otworzyć, bo co ludzie powiedzą?
I jak pisałam wcześniej, kobiety mają jakoś łatwiej… a mężczyźni w większości, jak obserwuję, nie mają tej łatwości.
Nie, nie jestem specjalistką w tym temacie. Po prostu zabolało mnie, że tak jest. Dlatego o tym piszę.
Usłyszałam niedawno (niedosłowny cytat) „Marta, jeśli opowiedziałbym o tym, co jest we mnie, co pękło, co jest nie tak – to byłbym skończony” albo „Szukam miejsc, gdzie mężczyźni rozmawiają tak po prostu, o tym co ich boli, o swoich porażkach, czy obawach, ale nie znajduję takich miejsc – może źle szukam, ale jedyne co widzę, to spotkania, gdzie opowiada się o gadżetach, nowinkach i biznesach”.
Nie mam tej perspektywy, to rzecz jasna, mam tylko tę kobiecą, ale tak mi żal, gdy facet mówi mi, że nie ma z kim pogadać (czytaj przyjaciela), bo np. ma blokadę, bo ma czarne scenariusze, że odsłonięcie się = koniec.
Jeśli znasz takie miejsca, to napisz w komentarzu, może ten kto szuka, znajdzie.
A może, jeśli potrzebujesz opowiedzieć o czymś więcej, pokaż ten post i spytaj „Co o tym sądzisz? Możemy pogadać?” Kto wie, może coś z tego wyjdzie.
Najtrudniej zacząć, ale …
ALE… I to dotyczy każdego z nas – nigdy nie zwierzaj się osobie, której nie do końca ufasz – to musi być ktoś, kto zasłużył na to, że wręczasz mu/jej największy dar – swoje tajemnice.
Chętnie otrzymam info w komentarzu lub na priv od zainteresowanych, co jeszcze można napisać, bo nie ukrywam, że brakuje mi zakończenia tej historii – tego postu.
Jednak jedno wiem, każdy z nas ma emocje – KAŻDY – które niezagospodarowane, nieodgadnione, niezaopiekowane mogą zrobić niezły bajzel. Oszukiwanie się, że mnie to nie dotyczy, to jak zakrywanie kontrolek na desce rozdzielczej. Brakuje paliwa? Spoko, mnie to nie dotyczy…
Potem „człowieki” w wieku 40 lat padają na zawały serca i się dziwią, bo przecież wszystko jest ok – dom, praca, auto. A w środku ruina. Bo przecież mnie to nie dotyczy.
Do opowiadania o sobie trzeba odwagi – tak! Ale warto ją ćwiczyć. Bo odwagi można się nauczyć. Krok po kroku.
Jeszcze coś napiszę w tym temacie. Ale innym razem, teraz już poważnie przegięłam z długością postu, więc kończę.
Bądźmy dla siebie łagodni,
Marta