Ten post jest z potrzeby serca i na podstawie moich kilku rozmów. Jeśli mnie znasz, to wiesz, że ostatnio pochłonęła mnie twórczość Brené Brown.
Co za babka! Przez 2 dekady badała wstyd, empatię, wrażliwość i odwagę.
Urodzona w Texasie, mieszka w Houston, jest blondynką, matką dwójką dzieci, żoną, wykładowcą, właścicielką 4 firm, babeczką, która napisała 4 książki, kobietą, której mowa na TEDex Houston z 2010 była oglądana ponad 30 milionów razy!!!
I choć nie poznałam jej nigdy, a ona nie wie o moim istnieniu, to jestem przekonana, że …
SIEDZI W MOJEJ GŁOWIE 😉
To co czytam, słucham czy oglądam w jej wydaniu połykam w całości i nie mogę usiedzieć w jednym miejscu, gdy tylko ktoś powie: Brené Brown. Już się wiercę, aby dowiedzieć się jak najwięcej i podzielić tym, co już sama wiem.
Ostatnio przesłuchiwałam drugi raz jej wywiad prowadzony przez Marie Forleo na temat najnowszej książki, „Dare to Lead”. I Brené powiedziała tam coś takiego (mniej więcej, bo piszę teraz z pamięci), że warto znać swoje mocne strony, wartość, którą się wnosi do zespołu i nie tylko, a jej wartością jest to, że:
DOSTRZEGA POWIĄZANIA, których nikt inny nie dostrzega tak łatwo oraz
POTRAFI TO OPAKOWAĆ W JĘZYK, czyli opowiedzieć po ludzku, co wyszło z jej badań.
I podpisuję się obiema „ryncyma” pod tym, zdecydowanie TAK!, wszystko co opracowała w swoich badaniach podaje w formie lekkostrawnej dla zwykłych ludzi, takich jak Ty czy ja.
I zaczęłam się zastanawiać nad czymś, co chodzi mi po głowie od dłuższego czasu. Znowu, jeśli mnie znasz, to wiesz, że nawijam o porażkach, wstydzie, komunikacji oraz o odwadze do działania pomimo strachu. I wiem, że czasami jest tak, że ludzie do mnie piszą, że to ja siedzę w ich głowie, bo napisałam coś, co sami myślą, lecz nie potrafili odnaleźć słów na to.
No właśnie, bo
PO PROSTU CZASAMI BRAK SŁÓW.
Nie wiemy jak opakować te nasze myśli w składny kąsek werbalny, aby ktoś nas zrozumiał. Czasami mam dokładnie to samo! Ale to nie wszystko, są chwile, gdy nie nazywamy pewnych spraw z premedytacją (a może całkiem nieświadomie?), aby one nie ujrzały światła dziennego.
Bo z jakiegoś powodu uznajemy, że to
WSTYD
OBNAŻANIE SIĘ
NIEWAŻNE.
Wiem po sobie, czytam teraz Brené i co chwila mam AHA moment. I uczę się sama dla siebie poszerzać własne granice komfortu. Uczę się nazywać pewne rzeczy, aby uporać się z nimi szybciej.
Kurczę, nie jestem pewna, czy potrafię dobrze ubrać w słowa to, co chcę przekazać – taki paradoks 😉 Mam nadzieję jednak, że jestem czytelna dla Ciebie.
Chodzi mi o to, że czasami (często) nie zastanawiamy się tak naprawdę dlaczego coś nas zirytowało, zabolało, wkurzyło, ale też zauroczyło, zaskoczyło, umiliło dzień … wiemy, że to czujemy, ale nie wiemy dlaczego.
Pewnych sfer duszy i umysłu po prostu nie dotykamy.
Poza tym, bądźmy szczerzy, ilu z nas uczyło się w szkole jak rozumieć swoje emocje, jak pielęgnować swoją wrażliwość czy jak wyrażać gniew, złość czy rozczarowanie tak, aby nie ranić siebie i innych?
Ba! Dla wielu wrażliwość to synonim słabości, tak samo jak rozmawianie o uczuciach.
Ale wrażliwość jest centrum wszystkiego co kreatywne, innowacyjne, odważne.
Jak pisze Brene w swojej książce „Z odwagą w nieznane” – „(…) Wrażliwość to z definicji niepewność, ryzyko i otwarcie się na doświadczenia emocjonalne. Wrażliwość to jednak nie to samo co słabość. Wrażliwość to najbardziej precyzyjna miara odwagi.”
Tak bardzo jestem jej wdzięczna, że zbadała to i chciało jej się napisać książki o wrażliwości (w ogóle odkrywam w sobie wrażliwość, o której nie miałam pojęcia, bo nie wiedziałam jak się do tego zabrać) i dziękuję Bogu, że jakimś cudem trafiłam na nią. Pewnie dlatego, tak trąbię o niej, żebyś i Ty mogła/mógł skorzystać.
Kobieta jest fenomenalna, choć oczywiście to moja opinia.
Zupełnie poważnie, uważam, że mam wielką autorefleksję, od zawsze odkąd sięgam pamięcią rozkminiałam, co się ze mną dzieje i dlaczego, jednak czytając Brené mam taką nową, porażającą wręcz jasność. Takie głębsze zrozumienie siebie.
I nie, nie jest to łatwe przeżycie.
Czasem zawstydzam się, czasem spinam szelki, a czasem walę otwartą dłonią w czoło. Ale to jest warte swojej ceny. Co więcej, mam pokorę na przyjęcie większej dawki 😊
Ale jest jeszcze drugi aspekt – powiązany z tym pierwszym.
Mianowicie BRAK PRZESTRZENI. Czasami, nie mamy z kim porozmawiać.
Panie jeszcze sobie jakoś radzą, ale panowie … tu, z ręką na sercu, rozmawiałam ostatnio w tym temacie z 5 mężczyznami, każdy z nich powiedział, że nie ma przyjaciela, u którego mógłby się wygadać … Jasne, mała próbka badawcza, ale….
I o tym napiszę już niedługo, bo ten post muszę podzielić na pół, po prostu muszę, bo czuję, że jest ważny i nie chcę nic ominąć…
Zatem do następnego!
I zostaw proszę ślad po sobie, komentuj, czy szeruj ten post (czyli dziel się) ile wlezie, zgadzam się na to 😉
Bądźmy dla siebie łagodni (to mój nowy podpis 😊)
Marta