Dziś tak pół żartem, pół serio. I jako, że jestem osobą, której fakty w niczym nie przeszkadzają, to powiem tak: te połówki nie będą równe.
Ok, jedziemy z tym koksem.
Czy znasz to cudowne uczucie, że wszystko układa się po Twojej myśli? Wiesz, chodzi mi o ten moment, gdy czujesz się wartościową częścią wszechświata… nietuzinkową istotą, która może wszystko… genialnym połączeniem serca&rozumu?
Gdyby ktoś mógłby namalować ten stan, to wyobrażam sobie to jako lekką chmurę złotego puchu albo kolorowe artystyczne mazy, takie niedokończone pociągnięcia pędzlem, które wyglądają na jednak dokończone w swojej niedokończoności.
Wtedy myślisz sobie, że życie to zasadniczo piękne jest.
To jest do momentu, gdy zaraz po obudzeniu nie zerkniesz na fejsa…
Nagle orientujesz się, że gdy Ty rozkosznie przeciągasz się o poranku, ktoś już przebiegł 10 km, medytował przez godzinę lub wynalazł szczepionkę na raka.
I w pył bierze to, że jeszcze przed chwilą w Twojej głowie kołatała się słodka myśl, jak to wszystko się dobrze układa.
Nie układa się, bo ktoś inny zrobił już o wiele więcej, szybciej i sprawniej.
I jedyne teraz co widzisz, to ogromny znak zapytania w głowie: „Co ze mną jest nie tak??? Jak tam można spać, gdy życie mija? Jutro wstanę 3 godziny wcześniej!!!”
No tak, czy nie?
Mamy w sobie potrzebę porównywania się do innych. Bo to daje nam jakąś informację o nas samych. Pytanie, czy aby ona jest akuratna?
Porównujemy się od zawsze. Tylko, że kiedyś człowiek porównywał się do Kasi z klatki obok. Teraz do Jessiki z Nowego Jorku, bo dzięki uprzejmości social mediów możemy podejrzeć w zasadzie każdego i wszystko. Jeśli zechcemy, możemy znaleźć milion dowodów na to, że nasze życie jest niepełne, dziwne i w ogóle nie trendy.
Ten totalny bullshit ładuje się nam do głowy o poranku, dokładnie w tej chwili, gdy my jeszcze nawet nie kontrolujemy śpioszków w kąciku oka. I tak leżysz sobie skrolując fejsa i pojawia się uporczywa myśl – CZY W OGÓLE WSTAWAĆ? I tak już nie nadrobię tego, co inni dawno już zrobili…
I choć chłodno patrząc, wiemy, że to koszmarny nawyk – takie skrolowanie i łykanie wszystkiego, co dają na fejsie. Szczególnie zaraz po obudzeniu*. I każdy z nas, racjonalnie rzecz ujmując, powie, że to koszmarny nawyk i że absolutnie trzeba nie skrolować. Wręcz trzeba bardzo nie skrolować.
I super.
Tylko, że to nie działa.
Nasz mózg lubi telefon, miganie, dźwięki powiadomień. Wyzwala się dopaminka, w nagrodę za dowiedzenie się czegoś nowego. I my bywamy bezwolni, gdy mózg jest na głodzie.
Klikanie, porównywanie się do innych, koncentracja na tym, by zaistnieć online – wszystko jest dla ludzi, jednocześnie bez włączonej świadomości, możemy ostro popłynąć.
Stracić cenne godziny na gapienie się w ekran telefonu.
Popaść w deprechę, bo zawsze znajdzie się ktoś mądrzejszy, ciekawszy i z większą ilością lajków.
Odpłynąć w alternatywną rzeczywistość kreując swoją markę…
Uważności nam trzeba i świadomości.
Polecam mocno książkę „Wyloguj swój mózg” Andreasa Hansena.
Robi robotę.
A przy okazji, mówi się, że jesteśmy sumą 5 najbliższych nam osób. Bo chcąc nie chcąc łapiemy ich nawyki, sposób bycia, rozumowania itd. Dlatego warto otaczać się ludźmi, którzy pomogą nam rosnąć, nie będą podcinać skrzydeł, krytykować, oskarżać o swoje niepowodzenia.
I myślę, że to samo dotyczy oglądanych profili. Te, które oglądasz najczęściej, najbardziej wpływają na Ciebie. Zgodzisz się?
I znowu, warto przeglądać te, które Cię budują, wzmacniają, dają prąd do życia.
Wszystko co stresuje, wkurza, budzi w głowie myśl: „Co ze mną jest nie tak?” trzeba unikać. Dla swojego zdrowia psychicznego.
No, to powiedz, jakie strony przeglądasz najczęściej? Co polecasz?
* skrolowanie Martosfery o poranku jest bezpieczne, luz.
Bądźmy dla siebie łagodni,
Marta