Jakiś czas temu, ktoś sprawił, że poczułam ogromny zawód. Żal. Złość. Ale tak na maxa. Kiedy myślę o tym dziś, to chyba najbardziej pamiętam swoje zaskoczenie, że ktoś mógł tak inaczej zinterpretować to, co robię, że postanowił zepsuć całą naszą relację. I pamiętam jak kilka miesięcy temu opowiadałam o tym, nadal przeżywając rozczarowanie, jakby było świeżutkie, dopiero co podane do stołu, a przecież minęło tyle czasu.
Niedawno rozmawiałam z kimś, kto opowiadał o swoich przykrych doświadczeniach, a mówił o tym jakby to było wczoraj, choć minęły lata. Emocjonował się, żalił, lizał rany jakby były dopiero co zadane. Złościł się, pieklił i krzyczał na czym świat stoi!!!
Innym razem rozmawiałam z pewną osobą, która opowiadając o wydarzeniach sprzed lat, wygląda jakby spotkało ją to wczesnym rankiem. Czerwona ze złości, ze łzami w oczach, gotowa do boju.
Zaczęłam się zastanawiać.
Przecież nic się nie zmieni, gdy w przestrzeń wykrzyczymy, że do jasnej cholery, nie tak miało być! Trochę nam ulży, ok, ale tak naprawdę niewiele się zmieni, nawet jeśli przy kolejnej okazji znowu wykrzyczymy to samo.
Jedyne co, to ból pozostaje na dłużej, bo podlewamy go kolejną dawką wspomnień.
Po co to sobie robimy? Po co pielęgnujemy te wspomnienia o złości? Po co odgrzewamy te przeboje, gdy opowiadamy o przeszłości?
Nie chodzi mi o to, by nigdy nie czuć złości, ale żeby zrozumieć, dlaczego ją czuję.
Bliska jest mi myśl, że nie ma złych emocji, bo każda z tych, które czujemy, o czymś nas informuje, zatem zaczęłam się zastanawiać, o czym mówi ta złość?
I myślałam, myślałam i wymyśliłam. Może się zgodzisz ze mną, ale po prostu nie lubimy tego poczucia niesprawiedliwości lub gdy sprawy są niezakończone. Banał, co nie? A jednak…
Myślę, że i Ciebie mogło spotkać w trakcie całego życia, choć jedno potraktowanie nie fair przez innych. Być może nosisz nadal w sobie tamte emocje. Wiesz, jak to jest. Człowiek ma w sobie takie rozczarowanie. Hoduje w sobie żal, bo przecież świat zachował się niezgodnie z zasadami. I opowiadając o tym, konsekwentnie pobudza w sobie stare złości. Żeby oddać jak bardzo został niesprawiedliwie potraktowany, że nadal cierpi, że to jego dusza krzyczy!
Wierzę głęboko, że wszystko jest po coś. Że każdy odpowiada za to, jak się czuje. I to ja decyduję, jak reaguję. I to pomogło mi przejść wiele zaskakujących rozmów, jakie się wydarzyły przez ostatnie lata. Bo wiem, że stare się wali, aby nowe mogło wyrosnąć. Ta świadomość mi ogromnie pomogła, gdy właśnie to stare się waliło. Ale ze zdziwieniem odkryłam, że czasem żal czy złość właśnie pozostaje.
A już tak bardzo nie chciałam, bo po co to ze sobą nosić? Ciężkie to takie, nieprzyjemne i nic nie wnosi, bo jest z dawniej przeszłości. To jak ciężki, ale zasadniczo pusty wagon, który ciągnie zmęczona tym lokomotywa. Co bidulka chce przyspieszyć, to wagonik ją spowalnia, co chce ruszyć jak z kopyta, to wagonik mówi „prrrrr szalona”, co chce skocznie mknąć do celu, to wagonik hamuje na każdej stacji z goryczą, bo trzeba dolać paliwka.
I postanowiłam, że
ODCZEPIAM SWÓJ WAGONIK ZE ZŁOŚCIĄ.
Świadomie decyduję, że już go nie chcę i zgadzam się, że prawdopodobnie nigdy nie dowiem się, co naprawdę wtedy się stało. I już mi nie zależy. Przecież nie cofnę czasu, ani nie wymuszę na ludziach, żeby mi rację przyznali. Bo wiadomo – każdy ma swoją 😉
I od razu jest lżej. Tak niesamowicie normalnie.
Piszę, bo może też ciągniesz swój przeszłościowy wagonik ze złością. I może zdecydujesz się, żeby go odczepić, aby przyspieszyć i poczuć lekkość …