Liliputek siedział z kubkiem kawy w ręku. Na jego liliputkowej twarzy rysowało się posępne spojrzenie. Przyglądał się swojemu Cieniowi. Nagle widział go w innym świetle. W końcu zapytał:
– Dlaczego jesteś krytykiem wewnętrznym skoro widzę, że siedzisz na zewnątrz?
– Ehhh… – sapnął Cień – kiedyś byłem wewnętrzny, ale Ty zacząłeś wierzyć w siebie… Nie miałem szans. Musiałem wyjść na zewnątrz.
– Co? Przecież to chyba dobrze, że ktoś w siebie wierzy! – oburzył się Liliputek.
– No może dla Ciebie, ale ja tracę pracę, stary. Nie ma żartów, tylko Twoje biczowanie siebie zapewnia byt dla mnie i mojej rodziny. Nie mogłem pozwolić na to, byś przestał myśleć o sobie źle, albo, nie daj boże, że zaczniesz uważać, że nadajesz się do tego co sobie wymarzysz i zaczniesz realizować swoje plany, mimo mojego istnienia. Na szczęście, opamiętałeś się i wróciliśmy do domu. Nawet boję się myśleć, co by było, gdybyś wszedł po tych schodach. Pewnie to byłby mój koniec…
– Ale to okropne, co mówisz! Jak można tak żyć z czyjegoś nieszczęścia?
– Proszę Cię, sam mnie stworzyłeś! – krzyknął wzburzony Cień.
– JAAAA??? – z niedowierzaniem sapnął Liliputek.
– A kto? Przecież jestem WEWNĘTRZNY. Twój wewnętrzny. Za każdym razem, gdy bałeś się zrobić coś dla siebie, albo sięgnąć po więcej, potrzebowałeś wymówki, żeby tego nie robić. I tu pojawił się wakat dla mnie. To ja szeptałem Ci do ucha, żeby odpuścić, żeby później coś zrobić, żeby innym dać się wykazać.
– Ale, ale… – Liliputek westchnął – te brutalne słowa, że jestem do niczego, że nikt mnie nie będzie słuchał, że … że… że jestem słaby… to też Ty?
– W zasadzie to Ty, ale jasne, niech będzie na mnie. W mojej pracy to są normalne sprawy. Wiesz, czasami jak mamy święto to dajemy też i głaski, wtedy mówię miłe słowa. Jednak to jest rzadko, bo jeśli klient nie chce w siebie uwierzyć, to my musimy mu pomóc. Nawet tak brutalnie, jak mówisz.
– Przecież JA WŁAŚNIE W SIEBIE UWIERZYŁEM!!! To co tu jeszcze robisz?
– Proszę Cię – Cień zerknął w bok i przyciszył głos, jakby ktoś słuchał. – Po tylu latach, ja się dochrapałem tak wysokiego stanowiska, że żal rezygnować. Pomyślałem, że powalczę jeszcze. No i proszę! Udało się. Poza tym, jako krytyk wewnętrzny raz powołany, mam prawo pozostać na swoim miejscu na zawsze. Nigdy się mnie nie pozbędziesz. Nawet jak kiedykolwiek będziesz miał dobry dzień i pomyślisz, że się mnie pozbyłeś, to ja cierpliwie poczekam na Twój gorszy dzień i wtedy przyatakuję. – Teraz uśmiechnął się zadowolony z siebie.
A Liliputek zmarkotniał. „Hohoho”, pomyślał, to się nieźle wkopałem. „I co teraz? Co teraz?”, myślał z uporem.
– Poczekaj – zaczął po chwili Liliputek – jeśli dobrze rozumiem, Ty się ode mnie nie odczepisz, tak?
– A tak, dokładnie. Będę robił wszystko, byś o mnie pamiętał. WSZYSTKO! I nie wstydzę się tego, takie moje przeznaczenie. Taka moja natura. Zresztą, jak mówiłem, sam mnie stworzyłeś i dzięki temu masz mnie na zawsze.
– Hmhmhmh, ale ja Ciebie nie chcę. Nie lubię Cię, mówiąc wprost.
– Nie szkodzi, nie jestem tu po to, abyś mnie lubił.
– Kompletnie bez sensu. – rzekł Liliputek i podrapał się po nosie. – A może… – przerwał nie wiedząc jak ubrać w słowa, to co chodziło mu po głowie.
– Co? Co Ci chodzi po głowie?
– Jejku, jak Ty mnie dobrze znasz!
– No raczej, z tego żyję. Muszę znać klienta na 1000%, inaczej nie trafię do Ciebie z przekazem.
– Dobra, na chwilę zamilknij proszę. Muszę się zastanowić.
Liliputek przypomniał sobie, co Mędrzec mówił o alarmie w głowie. Zaczął kojarzyć fakty i nagle go olśniło! Po kilku chwilach odrzekł zupełnie pewny tego co mówi.
– Dobra mam pomysł, jak możemy pogodzić nasze żywota.
– Dawaj – Cień nie wydawał się zaciekawiony, ale chociaż werbalnie wyraził chęć wysłuchania Liliputka. A Liliputek postanowił to wykorzystać.
– A co Ty na to, abyś Ty miał swoją pracę, skoro i tak się nigdzie nie wybierasz, a ja z tego będę korzystał. Przynajmniej nie będę zaskoczony jak się pojawisz.
– Niby, że jak?
– No na przykład, kiedy Ty mi będziesz szeptał, że coś tam nie dam rady, to będę odbierał to jako sygnał, żeby starać się bardziej zrozumieć swoje wątpliwości. I przyjrzeć się temu co się dzieje. No i może przygotować się bardziej do zadania, które właśnie będziesz bojkotować.
– A ja? Co ja z tego będę miał?
– No, zachowasz pracę. Bo ja Ci pozwolę się pojawiać. Dla mnie to w sumie nie najgorsza opcja, przynajmniej nie obrosnę w piórka. Umowa stoi?
Cień spojrzał nieufnie, ale wiedział, że w zasadzie niewiele ma do powiedzenia, oprócz jednego:
– Stoi!