Drobiazgi, inaczej sformułowane myśli, słowa rzucone w skrócie, mówienie „Ty zawsze”, „Ty nigdy” – ot i cały przepis na nieporozumienia.
Czasem to narasta do niewyobrażalnych rozmiarów, bo w naszej głowie rodzą się scenariusze. Że ktoś coś chciał przez to powiedzieć.
BO MYŚLIMY, ŻE WSZYSCY MYŚLIMY TAK SAMO.
A tak przecież nie jest.
Każdy z nas ma swoje doświadczenia, wartości, potrzeby i nawet, gdy mówimy w tym samym języku, jest dużo miejsca na nieporozumienia. Te same słowa mogą dla dwóch różnych osób znaczyć zupełnie coś innego w zależności od kontekstu. Zresztą wiesz, jak jest. Nie ma jednej prawdy. Każdy ma swoją 😉
I kiedy jesteśmy w racjonalnej sferze umysłu, to wiemy, że tak jest. Ale, gdy emocje zapukają nam do drzwi, to z bezradności ręce opadają. I poddajemy się fali wyobrażeń. I czasem się nakręcamy.
Całe lata walczyłam z tym w sobie. Żeby nie dać się ponieść emocjom. Żeby lepiej zrozumieć drugą stronę. I w zasadzie cały czas z tym walczę. Bo, od czasu do czasu, zwalają się na mnie petardy emocji i jeśli tak jest (i pamiętam, że po prostu się różnimy), to nie reaguję. Czekam.
Aż będę znowu sobą i podejmę sensowny dialog. Dopytam co się stało. Będę partnerem w rozmowie. Nie katem, nie ofiarą. Partnerem.
A czasem idę w tę burzę…
I POTEM ŻAŁUJĘ.
——-
Pamiętajmy, że możemy się pięknie różnić.
Przypominajmy sobie nawzajem tę zasadę.
Pomagajmy sobie tym.
Tak, to wymaga świadomości i odpowiedzialności. Wierzę jednak, że warto nadłożyć narracji zanim o coś zapytamy, coś powiemy, czyli dać intencję do tego, dlaczego pytamy. Dzięki temu zwiększamy prawdopodobieństwo tego, że będziemy rozumieni, albo przynajmniej ktoś nas dopyta, o co chodzi.
Polecam pod rozwagę, coś co nazwałam modelem IPC:
INTENCJA – PYTANIE – CISZA.
Powiedz, co się dzieje w Twojej głowie, o swoich odczuciach, czy potrzebach – czyli daj kontekst, jak sprawa wygląda u Ciebie. Potem zadaj pytanie (jedno, nie strzelaj nimi jak z karabinu), a potem wykonaj najcięższą pracę – zamknij usta i słuchaj. Potem dopytuj, sprawdzaj czy dobrze rozumiesz. Bądź aktywną stroną w rozmowie.
To naprawdę dużo zmienia. I daje poczucie zwycięstwa nad sobą – bo pozwala ogarnąć własne emocje. Przynajmniej ja się tak czuję, gdy gram o lepszą wersję siebie.
Życzę nam, abyśmy stworzyli taką proaktywną kulturę mówienia ze zrozumieniem i chęcią słuchania, nie tylko słyszenia.
Kulturę mówienia po to, by nas rozumiano, a nie po to, by usłyszeć swój głos.
Wchodzisz w to?