Dawno dawno temu, kiedy na świecie nie było fejsa, WIKIpedia była mrzonką jeszcze nienarodzoną w głowach jej twórców, a google dopiero chyba był wymyślany, to właśnie wówczas (i zasadniczo lata wcześniej) miało się ten komfort, że gdy zaliczyło się wtopę, to wiedzieli tylko najbliżsi.
Dziś w wielu sytuacjach sprawa może się nieść szeroko nawet w krajach, których nazw nigdy nie słyszeliśmy.
I to jest dobra i zła wiadomość.
Zła jest chyba jasna: im więcej osób wie, tym więcej wstydu możemy się najeść.
Dobra jest taka: im więcej osób wie, tym więcej wstydu możemy innym oszczędzić.
I znowu wszystko sprowadza się do tego, gdzie kierujemy swoją energię. Gdy patrzę na nasze ludzkie oblicze, to widzę wrażliwe osoby, które nie chcą pokazywać miękkiego brzusia na świat i ujawniać swoich obaw czy dzielić się swoimi wtopami.
Bo to jest olbrzymia niewygoda. I tu mam pełną zgodę. Ja sama niejednokrotnie wychodzę poza swoją strefę komfortu opowiadając o moich porażkach czy obawach. I nigdy nie jest mi z tym lekko. NIGDY.
Ale.
Wierzę, że to jest droga do rozwoju. A dodatkowo dzieląc się swoimi doświadczeniami czy to opowiadając o nich czy pisząc, sprawiamy, że osobom, które nas oglądają czy czytają jest jakoś tak raźniej. Bo okazuje się, że nie są w tym sami. Że ktoś ma tak samo jak oni. I to jest niewyobrażalna ulga. Dla nas też 😊
Nie chodzi mi o to, by wywlekać wszystko na wierzch i robić sobie terapię publiczną, bo to nie jest takie miejsce. Nie każdy ma taką konstrukcję psychiczną, by czerpać z tego pożytek.
Jednak case study z lekcji, która przyniosła owoce, jest ciekawym rozwiązaniem, nie sądzisz? Albo przechadzka po starych obawach, które miotały się nam w głowie przed podjęciem ważnej decyzji.
Do czego zmierzam, to to, że nigdy w życiu bym nie dotrwała do dzisiejszego dnia w tak dobrym zdrowiu psychicznym, gdyby nie to, że wiele osób działających online dzieliło się swoimi historiami, podbramkowymi sytuacjami, myślami, które mieli w głowie, gdy ocierali się o dno. Wątpliwościami, milimetrami oddalającymi ich od decyzji o tym, by wszystko rzucić w trzy diabły czy też zwykłą frustracją z bezsilności.
To mi dawało taki komfort, że nie jestem w tym sama.
Miałam możliwość przygotować się na to, co może mnie spotkać, co może mnie osłabić, a co wzmocnić.
I dlatego odważyłam się działać mimo obaw.
Liczę, że moje teksty dają Ci właśnie taki komfort jazdy. W środy, w szczególności, będę pisać o tym, że jesteśmy TYLKO i AŻ ludźmi.
Ahoj przygodo!
Bądźmy dla siebie łagodni,
Marta