Znasz dowcip o piersiach i udach?
Jak się uda, to będziemy piersi!
Hłe hłe.
Ok, żenujący dowcip prowadzącej za nami, przejdźmy płynnie do dalszej części.
Ale w sumie … to będę nawiązywać i do ud i do piersi. Zabierałam się za tego posta kilka razy, bo bardzo chcę Ci znów opowiedzieć o tym, jak przekonania wpływają na nasze życie. Jeśli mnie znasz, to wiesz, że jarają mnie takie tematy. O mój Boszszszszzz, gdyby stos zapałek stał teraz obok, to powiem Ci, że ja będę jarać się bardziej 😉
A teraz wyobraź sobie proszę młodą panią naukowiec (nie mnie, rzecz jasna), która zastanawia się nad tym, w jaki sposób ludzie radzą sobie z porażkami. I jako porządna specjalistka zrobiła testy, eksperymenty, badania, np. raz zaprosiła dzieciaki, by składały puzzle. Niektóre były łatwe, inne trudne. Puzzle, nie dzieci. Ta pani obserwowała różne strategie, by wysondować, co te dzieci myślą i czują. Spodziewała się różnic między tym, jak będą sobie radzić z problemami, ale dość szybko zobaczyła coś, czego w ogóle nie spodziewała się zobaczyć.
Otóż jeden dziesięciolatek mając przed sobą trudniejszy zestaw puzzli, taki który sprawiał mu kłopot, zamiast postękiwać, pocić się z wysiłku i trudzić, odrzucił włosy, klasnął w dłonie, potarł je o siebie, a następnie cmoknął ustami i wrzasnął: KOCHAM WYZWANIA!
Tak zaczyna się książka „Mindset” dr Carol Dweck, która kradnie mi ostatnie tygodnie mojego życia, a ja się nie opieram. Szapoba, czapki z głów, klękajcie narody.
Doktor Dweck przyznała, że ten dzieciak i inne mu podobne, stały się dla niej wzorem, bo ona w życiu by nie pomyślała, że można cieszyć się z porażki. Najpierw uznała te dzieci za kosmitów, ale potem zrozumiała, że one wiedzą coś, czego ona (dorosła kobieta) nie wie. I postanowiła sprawdzić, co to jest. Właśnie te dzieci spowodowały, że zaczęła badać w jaki sposób rozumujemy. I odkryła dwa mindsety, czyli dwa sposoby myślenia oparte na dwóch zestawach przekonań, które kolosalnie wpływają na nasze życie.
Pierwszy mindset (czyli sposób rozumowania) opiera się o przekonanie, że rodzimy się z pewnym sztywnym, niezmiennym w czasie poziomem inteligencji i talentu. To tzw. FIXED MINDSET (sztywno ustalony sposób rozumowania). Czyli jesteś inteligentny albo nie. Jesteś utalentowany albo nie. Porażki sugerują, że nie. Wówczas bardzo chcemy być „piersi”, żeby udowodnić innym, że zasługujemy na uwagę, skupiamy się na efekcie i od tego jak nam pójdzie, uzależniamy naszą samoocenę. Sukces = jesteś super. Porażka = jesteś nikim. I dużo spraw odbywa się na zasadzie „uda się czy się nie uda”, ponieważ to, co charakteryzuje ten mindset, to spora awersja do długotrwałego wysiłku.
Drugi mindset, tzw. GROWTH MINDSET zakłada myślenie, że wszystko można rozwijać – inteligencję też. I dzieci z eksperymentu o tym wiedziały, dlatego nie przejmowały się porażkami, bo tak właśnie się uczyły i stawały się mądrzejsze. Dla nich porażka to tylko informacja, że trzeba próbować dalej, inaczej lub bardziej się postarać. A nie, że z nimi jest coś nie tak.
I znowu, jeśli mnie znasz, to wiesz, że piszę o tym na morgi. A teraz będę dorzucać więcej. Kocham tę książkę, bo spina wszystko, co dla mnie ważne. Znajduję tam badania do tego, co już wiem i historie, o których nie miałam pojęcia. I przede wszystkim daje mi nową przestrzeń do kolejnych autorefleksji.
Możliwe, że i Ty wiesz o dwóch mindsetach. A może nie. Jeśli nie, to ogromnie się cieszę, że mogę Ci o tym opowiadać. O samych przekonaniach nie raz już mówiłam. I nie raz jeszcze opowiem. Kiedyś robiłam lajwa o tym, w razie czego znajdziesz go w zakładce filmy.
Tak na szybko, przekonania to nasze wierzenia, sądy, opinie, które uznajemy za prawdziwe. Często są nieświadome. Wiele z nich łapiemy w dzieciństwie, słuchając rodziców, nauczycieli, starsze rodzeństwo itd. I każde przekonanie wpływa na nasze zachowania.
Zobacz, w zależności od tego, jakie masz przekonania w danej sytuacji, to tak reagujesz. A badania pokazują, że możemy prezentować raz fixed, a raz growth mindset.
Osoby, które używają fixed mindsetu będą na przykład unikać trudniejszych zadań, bo trzeba się wysilić, by osiągnąć cel. A skoro trzeba się wysilić, to znaczy, że coś z Tobą jest nie tak, nie jesteś tak inteligentny jak świat myślał. I co wtedy? WSTYD! To lepiej się nie wystawiać na próbę i żyć w przekonaniu, że gdybyś chciał, to z pewnością by Ci się udało.
U mnie osobiście przejawiało się to tym, że jak zabierałam się za nowe rzeczy i mi nie wychodziły od razu, to uznawałam, że nie są dla mnie. Ewentualnie, że nie sprawiają mi przyjemności. Typowe podejście fixed mindset. Druga sprawa, gdy miałam się do czegoś przygotować, to czułam się jak oszustka. Bo jak to? Skoro muszę się przygotowywać, to EWIDENTNIE znaczy, że się nie nadaję… Bo gdybym miała talent do czegoś, to SAMO POWINNO przyjść.
A gdy na przykład nauczyciel używa fixed mindsetu, to może lepiej traktować wybrane dzieci, które są uznawane za „inteligentniejsze”, np. mieć więcej cierpliwości do nich, dawać więcej szans na rozwój, poświęcać więcej uwagi na pytania od nich. Za moich czasów, to podejście było typowe dla wielu nauczycieli. (I żeby było jasne, nie mówię, że robili to specjalnie – im też ktoś włożył fixed mindset do głowy.)
Budując relację z kimś możesz wpaść w pułapkę hollywoodzkiego happy endu i wierzyć, że ten jeden wybrany jest tak idealny, że powinien czytać Ci w myślach. A jak nie czyta, to znaczy, że nie kocha i że jesteś do niczego. Tu akurat miałam dość szybko growth mindset. A pamiętam jak mój facet (dawno temu) był przerażony, gdy mówiłam mu wprost czego potrzebuję. Obawiał się, że to jasny wyrok na to, że z nim jest coś nie tak. Dopiero, gdy wyjaśniłam, że mówię mu wprost, by nie musiał się domyślać, docenił to i wywiązała się dyskusja, która nas zbliżyła do siebie.
Osoby, które używają growth mindsetu szukają okazji do rozwoju, przykładają się do zadań, bo wierzą, że progres nie nadejdzie sam z siebie. Rozumieją, że wszystkiego można się nauczyć, relacji też. Szukają informacji zwrotnej, by stale szlifować dany obszar. Wszystko sprowadza się do umiejętności i wysiłku. I jasne, każdy ma jakiś poziom inteligencji i tak, są na to testy, ale one pokazują stan na dziś. Przyszłość jest niewiadomą i zależy od wysiłku jaki włożysz. Nauka udowodniła, że mózg jest jak mięsień – stała praca powoduje, że rośnie jego moc. Nie znaczy to, że sukces zawsze jest gwarantowany, gdy włożysz wysiłek w swoją pracę. Oznacza, że masz szanse. I to jest dobra wiadomość.
Powiem Ci w zaufaniu, że jestem świrem. Czytam te książki, jakby do mnie mówiły. A potem emocjonuję się za każdym razem, gdy mogę porozmawiać z kimś o tym jak myślimy, co myślimy, co czujemy, jak to wpływa na relacje, na jakość życia. Ileż inspirujących rozmów za mną! A ile przede mną!
Uprawiam też czynnie autorefleksję i wdzięczność. Coraz chętniej poszukuję informacji zwrotnej. Odważnie otwieram się na wrażliwość, na progres, na niewiadomą. Coraz bardziej rozumiem siebie i wykorzystuję całą moją wiedzę i narzędzia, którymi pracuję również z moimi klientami, by poszerzać własną perspektywę.
I każdego dnia pracuję nad swoimi reakcjami, ale ta książka … ta książka wyniosła mnie na orbity. Jest tyle rzeczy, które wiedziałam i praktykowałam i cała masa tych, które wiedziałam, ale nie praktykowałam, no i pełno tych, na które w ogóle nie zwracałam uwagi. Dlatego czytam ją ekstremalnie wolno, bo notuję, przemyśliwuję i wdrażam w życie małymi krokami, to co wydaje mi się wartościowe dla mnie. I nie, nie jest tak, że od razu wychodzi. Myślę, że tego growth mindsetu uczyć będę się tego latami. Aha, bo nie powiedziałam! Można się go nauczyć!
Gdy odkrywam takie książki, to one robią mi dobrze w głowie, ale jednocześnie budzą przerażenie, trochę poczucia winy i wstydu, że tyle jeszcze przede mną, że tyle błędów popełniłam, że głupia byłam (fixed mindset się kłania, dzień dobry). Wówczas z udręką w głosie zadaję sobie pytanie: „Kiedy w końcu będę miała poczucie, że mam to? Że już wiem wszystko i będę ogarnięta na maxa?” I wtedy na szczęście nadchodzi odpowiedź ubrana w kolory growth minsetu i natychmiast wiem, że: „Nigdy. Rozwój to zabawa na całe życie. Na szczęście.”
Będę jeszcze o tym pisać. Z pewnością.
Bądźmy dla siebie łagodni,
Marta